..does it hurt to be dead? Burdel w mej głowie.. jak w damskiej torebce..

4Mar/10Off

mieszkanie na prowincji

ja nie wiem co się, kurwa, dzieje. wychodzę z domu - wszędzie śnieg. w fabryce za oknem zajebiste słońce i czysto. wracam na północ - znowu wszędzie śnieg. hint: żadnej śnieżycy dzisiaj (patrz data wpisu) nie było w mieście. wtf? ja wiem, że mieszkanie na prowincji ma swoje plusy. ale tarchomin nie dość, że to prowincja to jeszcze północ. kołchoz, kurwa jego mać.

przy okazji zrobienia fot uświadomiłem sobie, że droga dom-praca-dom zajmuje mi jedenaście godzin. zajebiście kurwa..

pozwalam przeczytać również to:
- zarobki warszawa
- urban sprawl
- dojazd do pracy
- święta w Warszawie
- jazda po Warszawie
Comments (3) Trackbacks (0)
  1. Miałem okazję pracować w trójmieście a mieszkać na prowincji, codzienne dojazdy autem i praca to pół doby z głowy i jakieś około 3000 km miesięcznie przez trzy lata, obecnie nie zamierzam takich dystansów pokonywać no chyba że minie pln’ami skuszą :)
    Sytuacja typu na mieście super pogoda, dom i okolice – zasypany śniegiem to chyba specyfika mikroklimatu, też coś takiego obserwuję u siebie.

  2. też to przerabiałam przez jakiś czas: dom-praca-dom 160 km x 5 dni, a w weekend dom-drugikoniecpolski-dom 800 km. Da się przeżyć. Ale za pogodą wtedy nie nadążysz. Teraz do pracy mam 17 minut na piechotę i wcale nie jestem z tego powodu szczęśliwsza. Ale przynajmniej przemieszczam się w obrębie jednej strefy klimatycznej.

  3. Jesli sama droga dom – praca – dom zajmuje Ci 11 godzin plus ew. 8 w pracy – to faktycznie przejebane tak 19 godzin spierdolone mieć :)

Trackbacks are disabled.