sopel gigant. jeszcze nie spadł z ZUSu.
w fabryce poruszenie. po ostatnich roztopach wzdłuż całego budynku pojawiły się WIELKIE sople. no więc jakiś pan techniczny łazi od pokoju do pokoju i WIELKIM hakiem te sople ścina (uroki pracowania na ostatnim piętrze, kurwa), a na dole asekurant delikatnie ludzi przesuwa, by ten z góry ich soplem nie trafił. chuj go obchodzi, że siedzę na krótki rękaw i mi piździ. nic to - ostentacyjnie opuszczam biuro, niech wielcy czynią swoją powinność.
ale nie o tym miało być. ZUS.
zdzierców budynek graniczy z naszym. pracujemy tak jakby pod jednym dachem :) wychodząc z biura zauważyłem, że cały chodnik od swojego wejścia do końca ulicy przepasali taśmą i doczepili na niej kartki "przejście drugą stroną ulicy". szczerze powiem na takie prewencyjne rozwiązanie usuwania sopli bym chyba nie wpadł (choć powinno być to logiczne, że przecież kiedyś same spadną). niestety przechodnie mają tasiemki ZUSu w dupie i twardo chodzą pod nieusuniętymi soplami. oby tylko nikomu nic się nie stało.
pozwalam przeczytać również to:- usuwanie sopli
- mieszkanie na prowincji
- koniec zimy (na Senatorskiej)
- sople nadal atakują
- sopel gigant – suplement
February 15th, 2010 - 14:00
no to z mojego pracowego podwórka.
Pan ochroniarz nakrzyczał za mnie pewnego ranka, że chodzę od samochodu do budynku przez trawnik (wierzę mu na słowo, że tam jest trawa, bo nie widziałam – zaczęłam pracować tej zimy), a przecież już są odśnieżone chodniki. Przeprosiłam i powiedziałam, że się to więcej nie powtórzy. W południe wyjechałam samochodem załatwiać coś na mieście. Wróciłam, zaparkowałam, zmierzam do chodnika, a pan krzyczy: pani przejdzie trawnikiem!
Nie wiedząc, czy to aby nie jakaś prowokacja, zostałam przy opcji “z dala od trawnika”.
Istotne w opowieści jest to, że:
a. pan był ten sam
b. miejsce akcji również
c. nie zmieniły się warunki pogodowe