Na prigliadku, na prikusku
dwa tygodnie kultury rosyjskiej w Warszawie mają się ku końcowi. z Małżonką pojechaliśmy wczoraj (patrz data wpisu) na spotkanie z Mateuszem Damięckim (ur. 1981), który opowiadał o swojej wyprawie do Rosji mercedesem klasy G.
ciężko stwierdzić, że była to jego wyprawa:
- samochód przygotował mu Mercedes-Benz wraz z paliwem oraz najlepszym w kraju mechanikiem (mającym uprawnienia do naprawy m.in. maybachów)
- medialnie opakował to tvn
- inne atrakcje zapewniło m.in. allegro
opowieści okołowyprawowe długie i wyczerpujące. cieszę się, że p. Damięcki doszedł do podonych wniosków n/t Rosji, które i ja posiadam, jako osoba, która jeszcze dziesięć lat temu bywała tam codziennie.
zastanawia mnie - jak to możliwe, że w ponaddwumilionowej aglomeracji (szacunki: 2,46 mln osób spędza noc w Warszawie!) na spotkanie przyszło niespełna 30 (słownie: trzydzieści) osób?
cyrk..
a. no i jeszcze miejsce, w którym się to wszystko odbywało. przecudne. i bardzo dobra kawa.
- rocznica czarnobylska
- chów wsobny – suplement
- zmiany nazw ulic warszawa
- szkoła rodzenia warszawa
- przeszczep penisa
rondo u Niemców
i niech mi jeszcze ktoś powie, że "tam, na zachodzie" to jest kultura jazdy ;-)
http://acidcow.com/pics/20110117/video/intersection_erfurt_germany.flv
- zarobki warszawa
- sikanie na siedząco – suplement
- Na prigliadku, na prikusku
- zezowaty opos
- znowu zmiany na rondach. rondo turbinowe.
dzień z życia pielęgniarki
znalezione w Sieci.
Przyglądam się moim koleżankom... nie każda odczuwa spełnienie... są i te rozgoryczone...
Możliwe, że wyobrażenie o pielęgniarce w białym mundurku... z uśmiechem na twarzy... z kartami zleceń w ręce... ma swoje odbicie w dużych oddziałach specjalistycznych czy klinikach... Nie wiem... ja nie znam takich miejsc...
Mój podopieczny to chory przygwożdżony do łóżka... zazwyczaj nie potrafiący zaspokoić swoich najprostszych potrzeb... nie potrafiący przełykać... poruszać rękoma... nogami... nie podrapie się samodzielnie po nosie... najczęściej milczy a jego spojrzenie jest nieobecne...
Mój podopieczny w stu procentach zależny ode mnie... od mojego poczucie odpowiedzialności... i obowiązkowości...
Moim obowiązkiem jest zrobić wszystko by niechciany przez bliskich... zniedołężniały, stary człowiek nie był sam w chwili śmierci...
Wieczorem podpisuję raport... zdejmuję przepocony fartuch z którego wyczytać nierzadko można całodzienne menu moich pacjentów...
jest też coś o ryzyku zawodowym:
Kiedy zdarzyło się, że zupełnie logiczny, agresywny pacjent użył wobec mnie wulgaryzmów i zamachnął ręką usłyszałam, że to moja praca i ryzyko zapisane w wykonywany zawód...
Niegrzeczne zachowanie i roszczeniowość rodzin chorych stało się niemal codzienną normą... brak ich kultury i wykrzykiwanie nad moją głową też mam traktować jako ryzyko zapisane w mój zawód...
[...] humory zarozumiałych lekarzy to nierzadkie towarzystwo w trudzie codziennego dnia pielęgniarki... ryzyko wpisane w zawód ??
taaaa.. znam to skądś..
pozwalam przeczytać również to:- bóg tak chciał
- nie będziemy donosić
- górnik bez pracy
- jak usunąć konto w banku [walka z betonem]
- przyjacielu ustąp miejsca